sobota, 29 stycznia 2011

Sesja, sesja, dlaczego nikt nie lubi sesji.... ?

No, ja wiem, egzaminy te sprawy, moment na przyswojenie faktycznej wiedzy. To boli, szczegolnie, jak sie nic nie robi przez cały semestr. Włączmy idealizm: przecież każdy wybrał swój kieurnek, więc to, co studiuje powinno go cieszyć, rozpierdalac od środka, nieładnie się wyrażając. Dlaczego to nałożenie obowiązku wprawia ludzi w taką niechęć. Rozumiem (w momencie, kiedy mam sie za coś zabrać) i nie rozumiem (w momencie, takim jak ten, kiedy już się uczę).

Ja i Jola, Jola i ja, Obraz: dwa laptopy (nie oszukujmy się, nauka bez fejsbuka to prawie jak samobójstwo towarzyskie), dwie puste puszki po tajgerze (jest dobrze, rano było ich 6), dwa kubki po kawie, dwa po zielonej herbacie, talerz po bananach i pomarańczach, pełna popielniczka, kredki, flamastry, Historia Indii, Basham... no i Jola, i ja. Koniec obrazu. Działamy! Jak tego nie lubić?